Sezon urlopowo-ogorkowy za pasem, zabawki spakowane w pudelkach z nawalu innych obowiazkow, wiec cos w roznosciach.
Ostatnio jestem na etapie wyboru sprzetu AGD i ponowanie potwierdzilo sie, ze jestem totalnym ignorantem i debilem odpornym na wiedze oraz wspolczesne rozwiazania techniczne. Swoja wiedze z zakresu maszyn elektrycznych z biblii prof. Plamitzera moge odlozyc na polke, obok papierowej encyklopedii PWN, aby pokrywal ja kurz.
Ad rem. Jednym z ciekawszych pojec, a zarazem koszmarkow jezykowych, jakie spece od marketingu karmia nas, klientow jest:
silnik inverterowy. Juz sam zlepek silnik i slowa przeksztaltnik z obca pisownia, wywoluje u mnie gesia skorke, ale jak brzmi madrze i nowoczesnie. O tyle sprzedawcy nie sa w stanie wyjasnic, czy to jest silnik asynchroniczny z falownikiem, co naturalnie nasunelo sie mi na mysl. Albo czy jakies nowe zwierze z technologia obcych? Konia z rzedem dla kazdego elektryka, ktory bedzie wiedzial, czym jest ta "nowosc" technologiczna.
Rzeczywistosc jest juz nudna, nie ma wtracen angielskich, oraz rozwiewa wszystkie teorie spiskowe Strefy 51 w zakresie technologii kosmicznych. Ten silnik "inverterowy" to nic innego jak zwykly silnik synchroniczny z magnesami trwalymi sprzezony z falownikiem. Jakaz dluga i nudna nazwa.
Jesli spotkaliscie inne ciekawe koszmarki, jak wspolczesne "miedzymordzie", to chetnie o nim poczytam.