Chodzi o stosunek nakładu czasu potrzebnego na zrobienie gry, do potencjalnych zysków. Na współczesne platformy szacowaną ilość sprzedanych kopi liczy się w milionach, a na klasyczne platformy w dziesiątkach. Oczywiście w dziesiątkach jednostek, a nie milionów. Czyli dla retro maszyn jest to działalność hobbystyczna a nie biznesowa.
Jak chcesz sobie w takie coś pograć to kupisz na PC czy na czym to tam jeszcze zrobili. A jak chcesz sobie pomarzyć jak pięknie by to wyglądało na Amidze to zrób sobie konwersje kilku grafik albo muzyki, i delektuj się tą namiastką wyobrażając sobie że to pełna gra.
Moim zdaniem to właśnie ten rachunek sprawił że w połowie lat 90ych umarły wszystkie tzw domowe komputery. Na konsole sprzedawano miliony gier, (konsol w domach były już dziesiątki milionów, prawie nie było piractwa, bo kartridża sobie sam nie skopiowałeś). A na domowych komputerach których było najwyżej po kilka mln, i nośniki były magnetyczne więc skopiować soft mógł każdy, i większość tak robiła. Na PC też było piractwo, ale PeCetów były już w domach setki milionów, więc opłacało się robić gry nawet dla tego ułamka posiadaczy którzy kupili oryginał.
A poza tym gry z kartridża lub twardziela wczytywały się szybciej i wyglądały lepiej, niż na okrojonych wersjach wczytywanych powoli z magnetu lub dyskietek. Bogatsi kupowali to co lepsze, i lżejszą ręką płacili za oryginały, a biedniejsi zostali przy tanich platformach i chętniej piracili. To się nie mogło inaczej skończyć.
A to że tak miło te tanie platformy wspominamy za to że ubarwiły nam młodość, skrzywia nasze spojrzenie na rynek który szedł tam gdzie jest większa kasa. I nie ma kogo winić że wyszło jak wyszło. Producenci chcieli zarobić, a biedacy nie chcieli dużo wydawać. Każdy na ich miejscu robiłby tak samo. Możemy się tylko cieszyć że w ogóle te tanie domowe komputery powstały, bo inaczej mielibyśmy kontakt z taką rozrywką dopiero z 10 lat później.