Brawo dla Rafała.
Tyle razy co czytałem kręcenie nosem na emulatory, a tak się zastanawiam ile tak naprawdę potrafią usiedzieć przy prawdziwym sprzęcie ci co tak piszą? Kwadrans? Godzinę? A następny raz za ile dni czy tygodni znowu do nich usiądą? A emulator włączą na ile minut?
Ja to widzę tak dla przykładu: Trylogia Sienkiewicza, wydana jeszcze pod zaborami. I co jak nie pachnie pleśnią czy antykwariatem tu już mi jej nie wolno w takiej postaci czytać? A czytając z ekranu lub słuchając audiobooka to co, historia coś na tym straci?
7 Samurajów - Kurosawy - Klasyka kina z lat 50ych. Czy to znaczy że nie wolno tego oglądać inaczej niż z celuloidu? A "Top Gun" z 80ych to muszę na VHS by się wczuć w tą historię? A z AVIka to już moje emocje będą mniej prawdziwe czy co?
Dla mnie dzieło to dzieło które trzeba kopiować na coraz to nowsze media by przetrwało kolejne dekady. A zamiłowanie to staroci to fetysz dobry dla pracowników muzeów. Emulatory to nowe medium dla starego softu. Bez nich pamięć o nich zniknie wraz z naszym pokoleniem.
Zdarza mi się po parę godzin posiedzieć na emulcu, albo włączyć tylko na minutkę by coś sprawdzić. Myślę że czas jest istotnym czynnikiem by ocenić sensowność czy też uciążliwość wyboru używanego medium.
Nie wytrzymałbym tylu godzin gapienia się w kineskop z rozmytymi pikselami na kompie co działa w 100% a nie na 250% jak lubię. A zanim bym przegrał coś ściągniętego z neta na prawdziwy nośnik by na to spojrzeć, to nie wiem o ile więcej minut bym stracił.
I tyle w temacie. A wracając do żon. Doświadczeni ludzie mawiają że łatwiej uzyskać wybaczenie niż pozwolenie. Więc kochaj i rób co chcesz.