Po wczorajszych (nocno-porannych) walkach z jedną z płyt doszedłem do wniosku, że w moim prywatnym rankingu najprzydatniejszych w warsztacie narzędzi są:
6) pęsety i haczyki do płyt
5) multimetr
4) oscyloskop
3) szkło powiększające
2) dobry (wyraźny i zgodny z rzeczywistością) schemat
1) wyspany organizm / wypoczęty umysł
Do tej pory nie mogę wyjść z podziwu nad własną głupot
Postanowiłem w końcu skończyć kilka zaczętych płyt/płytek i na początek wziąłem wczoraj wieczorem płytę z projektu Kamino. Już grubo po północy miałem wlutowane wszystko, co powinno być potrzebne jej do życia. Włączam i.... dupa. Efekty randomowe. Siedziałem nad tym dziadem do 3 nad ranem zanim się poddałem.
Dzisiaj po powrocie z pracy usiadłem w bojowym nastroju - wcześniej wydrukowany schemat na A2 zawiesiłem przed oczami, płytę kładę na stole - szybki rzut na pacjenta i zacząłem się śmiać. W ferworze walki nie wlutowałem TR3, przez co biedny procesor musiał obejść się smakiem z zegarem. Jak to mogłem przeoczyć? Nie mam bladego pojęcia.30 sekund i sprzęt działa.
Po raz kolejny potwierdza się reguła - jak coś nie działa po północy, to zostaw to do rana