Wkurzyłem się i naszła mnie nieodparta chęć, żeby się tym wkurzeniem podzielić
Kupiłem w listopadzie amplituner Kruger&Matz. Ładnie wyglądał, miał wg parametrów wszystko, czego potrzebowałem (5 wejść HDMI) i był stosunkowo tani (1300 zł). Przyszedł szybko, podłączyłem odpaliłem. Na starcie się okazało, że konfiguracja jest lekko pokrętna i nie do końca da się wykorzystać wszystkie dostępne wejście w tym samym czasie (a w każdym razie nie bez wielokrotnego klikania pilotem, co w wypadku używania uniwersalnego pilota nie jest najwygodniejsze). Grał jednak na prawdę fajnie - Avatar z BluRaya brzmiał świetnie. Podłączyłem do niego odtwarzacz, tuner satelitarny i Chromecasta - z każdym z nich ładnie się dogadał. Dodatkowo podłączyłem Wii prosto do telewizora z dźwiękiem przesyłanym kanałem zwrotnym - też bez problemu.
Na koniec przyszła kolej na Raspberry Pi, którego używam jako podstawowego odtwarzacza do oglądania filmów, seriali itp. No i tu zaczęły się schody... Pi odpalił bez problemu, Kodi pokazało swój interface zacząłem więc przestawiać ustawienia dźwięku, żeby włączyć pass-through. Ze zdziwieniem zauważyłem, że po jakiejś minucie czy dwóch nagle obraz zaczął mrugać - przez mniej więcej pół sekundy robił się czarny potem znowu wskakiwał obraz i znowu czarny. Cały interfejs pod spodem pracował bez problemów i co najciekawsze jak odpaliłem film to mruganie ustało i film grał bez najmniejszych problemów. Sprawdziłem całość na dwóch różnych Pi'ach z czterema różnymi kablami - za każdym razem efekt był ten sam. Napisałem szybciutko maila do serwisu K&M opisując problem i prosząc o sugestię albo może nowszą wersję oprogramowania (bo podejrzewam, że coś się kaszani na poziomie firmware'u). A nad problemem przeszedłem do porządku dziennego bo uznałem że jak będzie nowy soft to zacznie działać a na razie mogę z tym żyć, bo ładnie gra. To było 25 listopada.
Po wysłaniu maila do serwisu dostałem odpowiedź od automatu, że nadany został numer itp. Na chwilę o kwestii zapomniałem. Przypomniałem sobie 16 grudnia - napisałem kolejnego maila z pytaniem, czy ktoś się kwestii przyjrzał. Po odpowiedzi od automatu dostałem "odpowiedź" od człowieka:
Na wstępie pragnę najmocniej przepraszam za brak odpowiedzi, mail został zablokowany, niezwłocznie zapoznamy się z jego treścią i możliwie szybko ustosunkujemy się do niego.Nie wiem jakie "Na wstępie" bo to był cały mail, ale OK. Ustosunkują się znaczy coś się ruszy. Ależ byłem naiwny... Nic się nie ruszyło a na maila z 29 grudnia z opisem innego - mniej istotnego - problemu, który także rozwiązałby update softu ponownie dostałem odpowiedź od automatu. I nic ponadto.
Nie cisnęło mnie to aż do wczoraj kiedy to przyszedł kupiony Nexus Player. Najpierw podłączyłem go na szybko prosto do telewizora, skonfigurowałem poklikałem chwilę i wyłączyłem. Później oczywiście podłączyłem go do amplitunera... I tutaj oczywiście ponownie okazało się, że "markowy" K&M stanął dęba. Przez jakiś czas wydawał się działać po czym przestał - przy starcie Nexusa pokazuje się pierwsze logo Google wyświetlane przez bootloader po czym ekran robi się czarny i w zasadzie na tym się kończy. Przepinanie kabelków, przełączanie źródeł itp. nic nie daje - obraz pojawia się na ułamek sekundy i to w zasadzie tyle. Podpięty wprost do telewizora Nexus działa bez problemu, ale kanał zwrotny w telewizorach Samsunga to wyłącznie dwa kanały stereo PCM, co powoduje, że na przykład filmy z Netflixa z dźwiękiem 5.1 są "przycinane" do stereo i brzmią znacznie gorzej niż puszczane z Chromecasta wpiętego prosto do amplitunera.
Przespałem się z problemem i postanowiłem tym razem dać sobie spokój z mailowaniem tylko zadzwoniłem do serwisu. Odsłuchałem muzyczkę (nawet nie długo - może ze dwie minuty) i trafiłem na człowieka. Wyjaśniłem z czym dzwonię i podałem mu numer zgłoszenia z pierwszego maila. Potem dłuższy czas słuchałem odgłosów serwisu a pan czytał mojego maila. Jak skończył wyjaśniłem całą kwestię jeszcze raz rozszerzając o nowe urządzenie i nowe problemy. Pan wysłuchał i poprosił, żebym zaczekał. Tym razem już bez muzyczki czekałem jakieś 2 minuty a następnie usłyszałem coś, co mnie mało nie zwaliło z nóg... "proszę przysłać urządzenie do serwisu z dokładnym opisem problemu".
I co? Wyślę im sprzęt pozbawiając się go na miesiąc (jeśli nie dłużej) i efekt będzie... no właśnie jaki? Nagle kupią sobie Raspberry Pi, zainstalują oprogramowanie jak moje i będą testować mój amplituner? Kupią Nexusa i go przetestują z moim amplitunerem? Przecież jeśli nie wyślę im moich odtwarzaczy to będą mogli pomierzyć parametry urządzenia, sprawdzić, że wszystko jest w porządku (bo zakładam, że raczej nie trafiłem na felerny egzemplarz) i odeślą z powrotem z informacją, że nie znaleźli problemu. A ja się z tym będę dalej bujał tak jak się bujałem.
Albo wymienią sprzęt na inny egzemplarz, który będzie robił to samo, co ten, który mam. I dalej nic się nie zmieni.
A ja po prostu oczekiwałem, że ktoś odpowiedzialny za kontakty z chińskim producentem i jego programistami przetłumaczy moje opisy problemów i przekaże je do zbadania. I, że po drugiej stronie ktoś podłączy Raspberry Pi albo Nexusa albo sprawdzi co z tych urządzeń wychodzi bez podłączania i wprowadzi stosowne poprawki do oprogramowania, które potem będę mógł u siebie zainstalować (amplituner ma specjalny port USB do aktualizacji oprogramowania) rozwiązując problemy.
Ależ byłem naiwnym łosiem...
Na dzisiaj trzy wnioski:
raz - bujam się z tym, co mam,
dwa - jeśli tylko nadarzy się okazja zezłomować K&M i kupić coś trochę droższego jakiegoś markowego producenta (Pioniera albo Onkyo o podobnych parametrach można dostać za cenę o jakieś 200 zł wyższą co przy zakupie ratalnym jest w zasadzie pomijalne)
i
trzy - jeśli serwis tak traktuje wszystkie problemy (a nie sądzę, żeby było inaczej) trzymać się od produktów K&M z daleka.
Uff... trochę mi ulżyło