Chyba już mam dosyć.
Moje (DRUGIE!) ZX Evo przestało chodzić. Sprawdziłem zasilacz testerem ATX, nie działa. Nic, kupiłem następny FlexATX (Apevia trochę mocniejszy) i drugi tester na wszelki wypadek. Odpaliłem i znowu zasilacz nie działa (ale najpierw ZX Evo na chwile się odpaliło). Cholera, zly zasilacz znowu? No to kupiłem następny 450W ATX. Podłączyłem, przetestowałem zasilacz. OK. Podłączyłem do ZX Evo. Odpaliłem. Nic. Sprawdzam testerem. Zasilacz nie żyje.
JAK!!!!!
Te zasilacze przecież maja swoje fuse które się samo resetuje.
W jaki sposób ZX Evo je zabija?
W ogóle to moje życie z ZX Evo jest nieszczęśliwe. Pierwsze jakoś zepsułem przy udpate firmware. Może by ByteBlasterem dało się uratować ale gdzie ja teraz znajdę historycznego ByteBlastera na porcie szeregowym. Mam tylko na USB który do tego nie zadziała.
Więc teraz się zastanawiam, prosić kumpla Rosjanina żeby mi następnego ZX Evo kupił jak będzie leciał do Rosji czy darować to sobie już i bawić się dalej moim Harlequinem 48K i Timexem 2048?
Młody ma już prawie 6 lat i potrzebuje prawidłowej edukacji komputerowej, ostatnio w Boulder Dash grał na Harlequinie i w Lemnings na A1200. ;-)