Ja też pamiętam że najtańsze kasety (za komuny) to były takie z nagranymi słuchowiskami dla dzieci na C40, (choć nie były tak podpisane ale miały po 20-22 min na stronie), a puste C60 Stilona były ze 2 razy droższe, ale te C40 po kilkukrotnym kasowaniu i nagraniu miały już zauważalnie słabszą jakość nagrania a Stilony jeszcze nie. Często też nie było innych kaset w sklepach niż tych z bajkami.
Tak było jeszcze za komuny, bo potem pojawiły się w przystępnej cenie TDK i BASF. Rzadziej jakieś inne. Także podróby TDK z gorzej zrobionymi naklejkami, oraz super tanie Alme, o jakości chyba nawet słabszej od tych C40 z bajkami. Wcześniej kupowałem sporadycznie po 1 rzadziej 2 kasety, jakie się akurat trafiły więc miałem kolorowo różne, a tych Alme kupowało się po 10 na raz, przez co w późniejszym okresie takich kaset miałem z połowę z tych kilkudziesięciu jakie miałem. Wystarczyło wziąć pudełko do ręki by czuć że to tandeta, a ich taśma była na w pół przezroczysta. Ich dodatkową atrakcją było że jak się parę razy przewijało w tą i tamtą po trochu, to coraz ciężej się obracały, co zwiększało prawdopodobieństwo wkręcenia i pogniecenia taśmy, więc trzeba było co jakiś czas albo przewinąć na koniec albo wyciągnąć ją na chwile i ścisnąć aby taśma się równiej na rolkach ułożyła, choć to nie zawsze pomagało. Można też było rozkręcić i odwrócić na drugą stronę takie folijki co były przy ściankach. Dla mnie kasety były nośnikiem muzyki, bo do kompa to miałem tylko Lemingi przegrane na jamniku zanim dyskową wersję dorwałem.