Systemy wiary opierają się na autorytetach a nie na argumentach. Dlatego dowolny bełkot głoszony przez kogoś komu ufamy brzmi sensownie i wiarygodnie. A nawet najsensowniejsze i najlogiczniejsze wywody udowodnione obserwacjami i pomiarami przez kogoś komu nie ufamy postrzegane są jako próby sprowadzenia nas na manowce.
Dlatego próby przekonania kogoś wierzącego w coś tam, że jego poglądy nie są słuszne nie mają szans powodzenia, jeśli opieramy je na logicznych argumentach. Trzeba najpierw pokazać że ich król jest nagi, aby zwątpił w swój autorytet. Co nawiasem mówiąc wcale nie jest łatwe, zwłaszcza że po pierwsze obraca się w środowisku sobie podobnych, a autorytet do którego chcielibyśmy przekonać też zwykle ma swoje za uszami.
Bo niestety ale oficjalna nauka w tych rejonach w których brakuje jej dostatecznych i jednoznacznych dowodów łata swoje "dogmaty" naciąganymi teoriami opartymi na założeniach i pobożnych życzeniach, oraz na wierze (a jakże) w swój autorytet.
A chyba najwięcej takich łat jest w historii starszej niż parę tysięcy lat.
Ale żeby ktoś nie pomyślał że jestem pesymistą, dodam że wierzę (a tak wolno mi), że jeszcze w tym stuleciu nauka znajdzie dowody na istnienie duszy, reinkarnacji a nawet Boga. I te dwie ścieżki poszukiwania prawdy (nauka i religia), zejdą się w jedną.