Kiedyś w jakimś filmie dokumentalnym o odchudzaniu jaki oglądałem powiedzieli że parę procent ludzi ma takie geny że co by nie jedli albo ile by tego nie jedli, albo ile sie oszczędzali w poruszaniu się to i tak będą chudziakami, z drugiej strony parę procent ile by z siebie potu nie wycisnęli to nie schudną tylko raczej zemdleją z odwodnienia, a od głodówek prędzej zdechną albo uszkodzą sobie stawy niż schudną, chyba że operacyjnie zmniejszy sie im żołądek a później także usunie nadmiar skóry bo ta nie zbiega sie równie szybko jak tkanka tłuszczowa w diecie z minimalną ilością kalorii. Natomiast jeśli dobrze pamiętam ok 20% ludzi ma takie geny że zdradza objawy tego że bardziej intensywny ruch przyspiesza u nich utratę wagi. Ale to nie oni należą do tych co tą nadwagę najczęściej mają. A u pozostałych ćwiczenia poprawią kondycję ale nie zmniejszą im wagi. Owszem może też nieco poprawić sylwetkę bo parę procent fałdek zamienią na parę procent mięska. Ale dopiero po wielu miesiącach treningu a nie oszukujmy sie gdyby go lubili to by od lat to trenowali, a skoro nie lubią to długo nie wytrwają, dobrze byłoby znaleźć taką aktywność fizyczną która będzie im sprawiać przyjemność, np rower albo pingpong, taniec, uprawianie ogródka, a nie nudne machanie hantelkami czy skłony przysiady itp. Albo kurs garncarstwa na który trzeba wyjść z domu zamiast siedzieć przed ekranem.
Ale przede wszystkim trzeba redukować kalorie, tyle że trzeba to robić z głową psychologiczne triki stosować a nie liczyć kalorie, bo to długotrwały proces, a tymczasem bez dobrego patentu który na konkretną osobę zadziała nikt na dłuższą metę nie wytrzyma nawet stosunkowo niewielkiego deficytu kalorii. Bo tak szybko będzie w nim narastać irytacja że porzuci te ograniczenia najdalej po nastu dniach, a najdalej po kilku wróci mu to co ewentualnie stracił. A te triki często przeczą matematycznemu liczeniu kalorii.
Np. jadasz więcej czekolady, albo lodów, albo lasanii, albo kotletów (dla każdego to jest coś innego), i dzięki temu jesteś odporniejszy na inne pokusy. A żaden dietetyk ci takich produktów nie poleci no bo to przecież są kaloryczne bomby. Nie oszukujmy sie produkty spożywcze oprócz białek cukrów tłuszczów witamin i minerałów mają w swoim składzie także PRZYJEMNOŚĆ jaką czujemy w każdym kęsie. I jeśli w jakiejś diecie mamy wytrwać dość długo by nam spadła waga, czy nawet zostać przy niej na zawsze, to tego składnika nie może zabraknąć. Niestety często największe dawki przyjemności czerpiemy z tego co zakazane. Ale łatwiej zrezygnować z 90% innych dań czy produktów (także tych najzdrowszych) niż z tego jednego. Ale to jest właśnie pomysł jaki trzeba przetestować. Jasne że nie na stałe, bo jakieś niedobory mogą nam popsuć cerę albo stawy, albo nawet coś ważniejszego i trudnego do odwrócenia. A suplementy nie zawsze sie wchłaniają, trzeba czasem robić przerwy w pychotkach może nawet dłuższe i pojeść coś zdrowszego, albo odpuścić sobie ten ukochany ale i najbardziej szkodliwy produkt na rzecz np 2go, 3go czy 5go miejsca wśród ulubionych, ale za to znacznie mniej szkodliwego. I każdy musi eksperymentalnie znaleźć taki trik, zestaw i balans który na nim działa.
PS.: Niechcąco zgubiłem w grudniu 3kg. Ostatnio tak mało warzyłem prawie 20 lat temu. A że niechcąco bo sie tego nie spodziewałem. Więcej pychotek jadałem żeby uczcić święta, ale zamiast innych rzeczy a nie oprócz nich, (żeby kasy nie wydawać za dużo). Martwiłem sie że to sie źle skończy stąd moje zdziwienie. Próbowałem kontynuować dobrą passę i w 2 tyg stycznia zgubiłem kolejne 2kg ale już wróciły. Na szczęście tamte 3 zabłądziły mam nadzieję na stałe. W przypływie optymizmu obniżyłem sobie docelową wagę z 85 na 80, a mam 87. Może długotrwałe uzupełnianie pewnych niedoborów zaczęło przynosić efekty i pewne mechanizmy zaczęły mi prawidłowo działać po latach. Nie wiem. A zaczynałem niemal 5 lat temu od 125kg.