To i ja napiszę.
Czuję się przybity. Wiem, że Krzysiek chorował, ale łudziłem się, że to nie tak będzie wyglądało, bo znam ludzi, którzy zmagają się z nowotworami przez lata, a nawet dekady. Optymizm znowu przegrał.
Krzyśka znałem bardzo krótko, bo odezwał się do mnie w czasie lockdownu, by zorganizować pogadankę online. Potem czasami gadaliśmy (znowu online), a po lockdownie spotkaliśmy się w Muzeum, gdzie mnie oprowadził po wszystkich tamtejszych perełkach i opowiedział o swoich wizjach i nadziejach na przyszłość tej instytucji. Potem już tylko planowałem, że wpadnę pogadać. I nie wpadłem, bo zawsze było coś ważniejszego.
Pula ludzi, którzy wnieśli coś pozytywnego, jakieś światełko w moje życie, właśnie się zubożyła.
Po raz kolejny.
Zatem śpieszmy się.